Miesiąc po tragedii

 Krew na szybie i karoserii, strzępki ubrań, buty, pobrudzone gumowe rękawiczki gdzieś w pobliżu, którymi ratownik opatrywał rannego – nikomu nie życzę takich widoków. Jeszcze gorsze są czarne worki i folie przykrywające ciała. Praca dziennikarza, wymaga częstych wizyt na miejscach wypadków – także tych najtragiczniejszych w skutkach. Ludzie często z pogardą traktują pismaków, którzy chodzą wokół rozbitych wraków i wypytują o szczegóły tragedii – jednak następnego dnia kupią gazetę, obejrzą zdjęcia. Im więcej szczegółów tym bardziej będą zaspokojeni.

Ford transit staranowany przez pociąg na przejeździe w Bratoszewicach.

Byłem niedawno na tragicznym wypadku w Bratoszewicach pod Strykowem. Zginęło w nim 9 osób. Dziesiąta została ciężko ranna. Pewnie o tym słyszeliście, bo o tragedii głośno było w mediach. Bus, którym podróżowali wjechał pod pociąg na niestrzeżonym przejeździe kolejowym. To byli młodzi ludzie. Jechali do pracy. Ja jadąc do swojej, też codziennie pokonuję przejazdy kolejowy, te strzeżone i te bez świateł i szlabanów. Informacja o wypadku wstrząsnęła społeczeństwem. To było widać po zachowaniu kierowców. Mimo rogatek zatrzymywali się przed torami, upewniali czy jest bezpiecznie, nie wjeżdżali na szyny gdy za przejazdem był korek. Tak było, ale po miesiącu o tragedii nikt już nie pamięta – o dziewiątce zabitych. A na przejazdy wróciła codzienność. Dróżnik opuszcza szlaban, a młoda dziewczyna w twingo dodaje gazu, by zdążyć przejechać. Autobus zatarasował ruch za przejazdem, a kierowca w tirze ładuje się na tory i stoi. O czym wtedy myśli w tej swojej tępej głowie?

Karawany czekające na ciała ośmiu ofiar wypadku. Dziewiąta osoba zmarła w szpitalu.